Na bogato


O ile fani kina amerykańskiego mogą podchodzić z rezerwą do produkcji europejskich, które można kochać lub nienawidzić, o tyle w przypadku kina angielskiego jest nieco inaczej - można je kochać, albo bardzo lubić. Produkcje z kraju Bonda oscylują klimatem i budową gdzieś pomiędzy ambitnością kina ze starego kontynentu, a komercją i profesjonalizmem rodem z Hollywood, dlatego często są świetną alternatywą nawet dla niedzielnych widzów. W przypadku najświeższego filmu z Wielkiej Brytanii, który zawitał w ten weekend do naszych kin, mamy do czynienia z dość bezpiecznym dla producentów przechyleniem szali w tę komercyjną stronę, bo cóż innego może wyjść, jeśli do jednego filmu zatrudnia się całe stado najprzystojniejszych, brytyjskich aktorów młodego pokolenia, wokalistę modnego bandu, a na stołku reżyserskim obsadza się dobrze znaną panią reżyser, która specjalizuje się w ekranizacjach poczytnych książek dla pań?

"Klub dla wybrańców" (oryg. "The Riot Club") to ekranizacja sztuki teatralnej "Posh", autorstwa Laury Wade. Opowiada ona o dwóch młodych chłopcach z bogatych domów, którzy zaczynają właśnie swoją naukową przygodę na jednej z najlepszych uczelni świata - Oxfordzie. Miles (Max Irons) i Alistair (Sam Claflin) różnią się niemalże całkowicie poglądami i stylem bycia - jeden z nich stara się żyć normalnie z dala od burżuazji, drugi patrzy z góry na każdego, kto nie jest z zawodu synem bogatego taty. Pomimo różnic charakteru, obydwaj zostają przyjęci do elitarnej grupy studentów o kilkusetletniej tradycji - "The Riot Club". Członkowie tej uczelnianej organizacji nie są wbrew pozorom najwybitniejszymi studentami, a po prostu najbogatszymi, a zasada przyjęcia nowych jest prosta - im bardziej jesteś rozpieszczonym śmieciem, tym większe masz szanse. Miles z początku zadowolony nowymi kolegami i zwyczajami wśród nich panującymi, zaczyna zauważać jak popieprzone jest towarzystwo dopiero wtedy, gdy jest już za późno.


Choć ukazany w filmie klub jest przedstawiony jako fikcyjny, wszyscy wiedzą, że historia pije do legendarnej organizacji studenckiej "Bullingdon Club", która od stuleci sieje postrach wśród wszelkich pubów i restauracji w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od samej uczelni. Z resztą nazwa knajpy, w której ucztują bohaterowie filmu, puszcza oko widzom, potwierdzając tę teorię. Dlaczego członkowie "Bullingdon Clubu" byli tacy przerażający? A no dlatego, że organizowali zamknięte przyjęcia, na których działy się rzeczy, które nie śnią się nawet uczestnikom Warsaw Shore. Podobno po jednym wieczorze, wnętrza restauracji, w których oxfordzka śmietanka ucztowała, były totalnie zdewastowane, a wszelkie płyny ustrojowe ozdabiały ściany, podłogi i stoły. No, ale kto bogatemu zabroni? Z resztą o wszystko spytać można Davida Camerona - premiera Wielkiej Brytanii, który na studiach do klubu należał, albo żeby było bliżej - naszego Radka Sikorskiego, bo i on był członkiem i wspólnie z chłopakami rzygał na ściany. 

Film w reżyserii Lone Scherfig ("Była sobie dziewczyna" - recenzja do oczytania tu) na pierwszy rzut oka wygląda na ruchomą okładkę magazynu dla nastolatek, bo pełno w nim idealnych, chłopięcych twarzy znanych z wysokobudżetowych produkcji takich jak "Igrzyska śmierci" czy "Noe: Wybrany przez Boga". Za chwilę zmienia się w moralizatorski, młodzieżowy film o zadufanych młodych mężczyznach z wyższych sfer, uczący ostrożności w podejmowaniu z pozoru niewielkich, życiowych decyzji (czyli powtórka z rozrywki) i tak można go czytać do końca, choć reżyserka tym razem ustawia poprzeczkę nieco wyżej i wprowadza do historii wątek bardzo współczesny i polityczny. Swoim filmem, a w szczególności jego końcówką, krytykuje ona konserwatywną politykę aktualnego premiera Wielkiej Brytanii, oczernia jego poglądy, a nawet wchodzi na grunt teorii spiskowych, mówiących o tym kto rządzi i będzie rządził krajem oraz jak zwarta i zamknięta jest to grupa. Choć takie rozwiązanie z pozoru wygląda o wiele ambitniej od zwykłej, pouczającej historii dla młodych widzów, w rzeczywistości jest lekko niewyważone i wtrącone nieco na siłę, zbyt mocno kontrastując z dość banalnym wątkiem głównym. Wygląda to trochę tak, jakby Scherfig nie mogła się zdecydować czy bardziej chce dosrać premierowi, czy zarobić na napalonych nastolatkach w kinie, co skutkuje obsranymi nastolatkami, bo wątpię aby ten target wyłapał o co w tym wszystkim chodzi.

Film technicznie poprawny, ale nieco niekonsekwentny fabularnie. Mimo wszystko 5 rolek, bo spodziewałem się czegoś o wiele gorszego.

TYTUŁ: Klub dla wybrańców
REŻYSERIA: Lone Sherfig
OBSADA:  Max Irons, Sam Claflin, Douglas Booth

ROK PRODUKCJI: 2014
Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

0 komentarze:

Prześlij komentarz