Kobiece postacie drugoplanowe, które skradły całą uwagę



Dziś dzień kobiet. Z tej okazji postanowiłem, że pierwszy opublikowany na WC Filmowym ranking, będzie dotyczył kobiet właśnie. Ale nie byle jakich! Bohaterkami tego zestawienia są panie, które pomimo pobocznego zadania jakie im powierzono, przyćmiły nas swoją wspaniałością. Nie jest sztuką zabłysnąć jako główny bohater. Sztuką jest, nie depcząc po nikim, wejść przed mur postaci stojących w pierwszym rzędzie i stać się zauważonym na tyle, że tłumy widzów będą nas uwielbiać, a nasze kreacje przejdą do historii. Choć wyraźnych i pamiętliwych, drugoplanowych ról męskich jest znacznie więcej (taki mały seksizm w dzień kobiet ;*), tym paniom poniżej, udało się stworzyć coś wspaniałego bez wątpienia.




Choć rola Christin Bauer van Straten w serialu "Czysta krew" jest tak niewielka, że aż ciężko nazwać ją nawet drugoplanową, ta kobieta potrafiła wydobyć z niej tyle, że wielu fanów tego wampirycznego show uznaje ją za ulubioną postać. Cięty język Pam i ekstrawagancki, przesycony seksem styl bycia bawi i pobudza wyobraźnię, bo Pam w wykonaniu Christin, spokojnie znalazła by miejsce w Brazzers, jako gotycki milf.






Panowie, umówmy się - jako faceci lubimy zabawki, szybkie auta i militaria. "Transformers" to wysokobudżetowy film, który jest tym wszystkim przepełniony, dlatego jest tak lubiany i świetnie smakuje do piwa. Ma on jednak coś, bez czego nie byłby aż tak kasowym hitem. Coś co przyciąga jeszcze bardziej niż wielkie roboty, wybuchy i sportowe fury. Mógłbym powiedzieć, ze cycki - co oczywiście nie byłoby w żadnym wypadku kłamstwem, jednak tu chodzi o coś więcej. Tu chodzi o Megan Fox

Występ Megan w "Transformers" można śmiało nazwać jej debiutem na dużym ekranie. Podniósł on dla niej szlaban do trójpasmówki show-biznesu, z którego Megan skorzystała dość skromnie. 

Choć Megan ciągle jest piękną, niemalże idealną kobietą, tęskno mi do Mikaeli pocącej się nad otwartą maską starego Camaro.



Z pewnością nie jestem z tym sam na świecie, ale muszę otwarcie przyznać, że mam pewną słabość do jajogłowych kobiet. I nie chodzi mi o kształt ich czaszki a o zawód, który uprawiają. Jest coś seksownego w okularach, mocno upiętych włosach, skromnych sukienkach, białych koszulach i garsonkach. W sumie, jak tak teraz myślę, to bardziej pasuje to do sekretarki więc... Tak, chyba potrzebuję sekretarki, choć nie mam biura.

Na ósmej pozycji mojego rankingu znajduje się piękna i pasująca w 100% do zamieszczonego wyżej opisu, młodziutka Felicity Smoak. Jest ona pomocniczką tytułowego mściciela w serialu "Arrow", z wielkim zamiłowaniem do komputerów i robiącymi wrażenie umiejętnościami hakerskimi. 

Najlepsza w Felicity jest jej nieśmiałość, skromność i inteligentne poczucie humoru. Przy innych, dość płaskich postaciach w tym serialu, Felicity błyszczy jak twarz zmierzchowej Belli po facialu od Edwarda.



O Hailee Steinfeld nie będę pisał nic sprośnego, bo grozi to jeszcze prokuratorem. mam jednak nadzieję, że za miłe słowo nikt mnie na więziennym tygrysie wieszał nie będzie. 

Ucieszyłem się kiedy bracia Coen zdecydowali się nakręcić remake jednego z moich ulubionych westernów z John'em Wayne'm, bo w "To nie jest kraj dla starych ludzi" pokazali, że kowbojskie klimaty są im bliskie, więc nie miałem się czego obawiać. Wyszło tak, że ich wersja okazała się nawet lepsza (przynajmniej dla mnie - dość młodego, przystojnego, inteligentnego, dobrze zbudowanego, szarmanckiego i zabawnego widza), a aktorzy byli dobrani po prostu idealnie. Choć Jeff Bridges popisał się wspaniałą kreacją snobistycznego szeryfa - pijaka, musiał ustąpić talentowi młodziuteńkiej Hailee, wcielającej się w rolę Mattie. 

W pierwowzorze Mattie była zarozumiałą i irytującą gówniarą, Steinfeld sprawiła, że oglądając film, otwiera się oczy ze zdumienia i trzeba naprawdę się skupić, żeby zobaczyć inne aspekty tego świetnego filmu. Przed tą młodą aktorką maluje się niemała kariera, a dzięki jej talentowi i roli w "Prawdziwym męstwie", nie będzie musiała już odwiedzać wszystkim fapującym dobrze znanej, skórzanej kanapy.



Choć wielu osobom kobieta kojarzy się z czymś delikatnym, spokojnym i subtelnym, istnieją głośne wyjątki, które przypominają, że wcale tak być nie musi. Debra Morgan - detektyw Miami Metro Police i siostra tytułowego bohatera wszystkim dobrze znanego i lubianego serialu "Dexter" to prawdziwa kobieta z jajami (przysłowiowa, nie tak jak ta z partii Palikota). Lubi się nachlać piwa, klnie więcej niż przeciętny polak podczas meczu polskiej reprezentacji i od czasu do czasu przypieprzy komuś w ryja. 

Mimo, że "Dexter" to przede wszystkim show Michael'a C. Hall'a, to ciężko oprzeć się wrażeniu, że serial straciłby cały czar, gdyby odebrać mu zestawienie przeciwności jakimi jest rodzeństwo Morganów. I choć nie chciałbym mieć kobiety przypominającej charakterem Debrę, to siostrą, która byłaby kumplem do flaszki i bokserskiego sparingu bym nie pogardził.



To po prostu trzeba przyznać. Serial "Masters of sex" nie tyle nie istniałby bez postaci Virginii (bo to chyba oczywiste), co bez samej odtwórczyni jej roli - Lizzy Caplan. Ta piękna brunetka odegrała rolę jednej z pierwszych wyzwolonych seksualnie kobiet w sposób tak przystępny, że ciężko jest sobie wyobrazić na tym miejscu kogokolwiek innego. Sama postać Virginii to podręcznikowy przykład silnej emocjonalnie kobiety, która toczy znój życia z zapałem gnojowego żuka, lecz w końcu postanawia coś zmienić. Obiera więc sobie cel i dąży do niego niczym spragniony pan Mietek do monopolowego - nie oglądając się za siebie, mimo krzywego wzroku wszystkich wkoło. 

"Masters of sex" powinny w sumie obejrzeć wszystkie kobiety, bo pokazuje on jak te były silne w czasach, kiedy wyrażanie przez nie swojego zdania było trudniejsze od usunięcia ciąży. Panom też polecam, bo jest w nim cycków co nie miara.



Jej teksty zatykają jak kulki analne, a modowe kreacje budzą zazdrość wśród żeńskiej części widzów. Mowa oczywiście o Donnie Paulsen, najlepszej sekretarce świata, znanej wszystkim z prawniczego serialu "W garniturach". Donna gotowa jest bronić swojego szefa i jego najbliższych współpracowników własną piersią (a ma czym bronić), do ostatniej kropli krwi i lepiej z nią nie zadzierać, bo nie jest to zwykła, cicha sekretareczka, która nie ma nic do powiedzenia. Harvey może wygłaszać przerażające mowy prawnicze, Mike, zaskoczy nas błyskotliwością, ale kiedy Donna wchodzi na ekran, wszystko staje się jaśniejsze, a my mamy pewność, że będzie ostro i zabawnie. Poza tym jest ruda, a kto nie ma słabości do rudych kobiet?



Tej pani nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Do kanonu popkultury weszło już wszystko co z nią związane - jej włosy, jej ubranie, jej kwestie, jej taniec... Mia Wallace to kobieta delikatna i groźna zarazem, w końcu jej mężem jest wielki, łysy murzyn, który na dodatek jest znanym w całym mieście mafiozem.
Choć w moim ukochanym "Pulp Fiction" świetny był Travolta, genialny był Jackson, to właśnie Uma Thurman jako Mia wchodzi w pamięć najmocniej kiedy włącza gramofon i tańczy do słów "girl, you'll be a woman soon...".



Jeśli ktoś nie lubi Angeliny Jolie, niech opuści internet i w ogóle cały ten świat. Tej kobiety nie da się darzyć złym uczuciem, bo ma ona wszystkie chyba pozytywne, ludzkie cechy. Oprócz zjawiskowego ciała, jest też przykładną matką, hojnym darczyńcą i przede wszystkim świetną aktorką. 

Lisa jest jedną z tych postaci, które po obejrzeniu jakiegoś filmu zapamiętuje się jako głównego bohatera, choć wcale nim nie jest. Winona Ryder nie była najgorsza, ale przy Jolie wypadła dosyć blado. 

Kiedy patrzymy na Lisę, mimo całego jej szaleństwa, zastanawiamy się kto tu tak naprawdę jest wariatem i właśnie za to kocham tę postać i choć sam film nie jest moim zdaniem czymś wyjątkowym, lubię sobie przypomnieć sceny z Angeliną w blond włosach.



Kryminały są dla mnie najprostszą formą rozrywki, podobnie do horrorów, które bawią tylko przy pierwszych kilku próbach. Nie rozumiem ludzi jarających się jak Rzym za Nerona detektywistycznymi powieściami i filmami, kiedy większość wygląda tak samo i wszystko w tym temacie zostało już powiedziane. Nie mam zamiaru więc wychwalać samej historii pokazanej w skandynawskiej trylogii, która odniosła ogromny sukces na całym świecie. Skupię się wyłącznie na postaci wręcz genialnej, dzięki której cała ta seria sprzedała się jak śledzie w więzieniu dla lesbijek.

Lisbeth Sallander to jako postać fikcyjna coś, co chciałby stworzyć każdy autor. Jest tak charakterystyczna, że kiedy tylko pojawia się na ekranie, wewnątrz nas zaczynają wrzeć wszelkie możliwe emocje. Mimo dość ciekawej intrygi w klimacie Cluedo, jaką niewątpliwie posiadają "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", to właśnie wątek Lisbeth jest tym, który oddziałuje na widza najbardziej. W sporej mierze to zasługa Stieg'a Larsson'a, ale oklaski należą się również Naomi Rampace, która pokazała nam mroczną hakerkę na srebrnym ekranie.
Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

0 komentarze:

Prześlij komentarz