Wtórna świeżość


Nie wiem jak to się dzieje, ale Disney ma w sobie coś, o czym marzy każda wytwórnia filmowa na świecie. Potrafią stworzyć produkt na tyle dobry, by tłumy fanów gotowe były zrobić za niego wszystko. Czy to dlatego, że mają sztab wspaniałych, młodych ludzi z głowami pełnymi pomysłów? A może to sam od-hibernowany Walt wszystkim steruje z ukrycia? Bo jakoś ciężko jest uwierzyć, że odnajdują gdzieś w odmętach telewizyjnych produkcji półamatorskich reżyserów i scenarzystów utalentowanych na tyle, żeby stworzyć trzymające za jaja blockbustery, łączące się w największe i najbardziej zharmonizowane uniwersum w historii kina rozrywkowego. Bo zarówno Joss Whedon ("Avengers"), Jon Favreu ("Iron man") jak i bracia Russo ("Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz") zbyt bogatej filmografii nie mają... Przypadek? Nie sądzę.

Po ogromnym sukcesie "Avengersów", na sequel czekał chyba każdy. Czas ten umilały nam kolejne odsłony filmowych elementów kinowego uniwersum Marvela jak trzeci "Iron man", świetna kontynuacja "Kapitana Ameryki", "Strażnicy Galaktyki", czy - w moim mniemaniu najsłabszy - "Thor: Mroczny świat". Choć tak długa lista przebojów kinowych nie pozwalała odczuć choć odrobiny nudy, to właśnie na całą ekipę superbohaterów w komplecie czekało się z językiem na wierzchu i ręką w majtkach. W końcu to zakończenie III fazy uniwersum, jeśli nie liczymy nadchodzącego "Ant-mana".


Film zaczyna się doskonałą sekwencją ataku Avengerów na tajną siedzibę Hydry. Jeśli uważacie, że master shot podczas obrony Nowego Jorku w części pierwszej to dzieło sztuki, gały wyskoczą wam z oczodołów, żeby z wrażenia pobiegać wkoło fotela podczas otwierającego ujęcia "Czasu Ultrona". Kiedy bohaterom udaje się w końcu wedrzeć do środka, odnajdują laskę Lokiego, którą później w tajemnicy przed resztą ekipy wykorzystują Tony Stark i Bruce Banner do stworzenia sztucznej inteligencji, mającej pomóc Ziemianom podczas ewentualnych najazdów obcych cywilizacji. Coś jednak idzie nie tak jak planowali i zamiast przyjaznego robota powstaje Ultron - potężny i wysoce inteligentny robot z zamiarem zniszczenia całej planety. 

Może i fabuła nie należy do najbardziej złożonych, ale w końcu to film o grupie nadludzi w kolorowych uniformach, walczących z hordami robotów, więc spokojnie można przymknąć na to oko. Tym jednak, co trochę pobolewa jest spora wtórność w elementach akcji. Po raz kolejny widzimy na przemian każdego z bohaterów rozwalających szachowe pionki w postaci setek jednostrzałowych robocików, zupełnie nie przejmując się supervillain'em, który raz po raz znika z ekranu na kilkanaście minut. W ogóle cały ten Ultron to trochę taki niewypał. Ja wiem, że Disney obrał teraz nową ścieżkę etyczną i nie tworzy już antybohaterów, którzy są po prostu źli z ustawy, a szukają w nich głęboko zakorzenionych pobudek i emocjonalnych oznak dobroci, zamazanych jakimś traumatycznym wydarzeniem, przez które to robią be zamiast cacy. O ile jeszcze Loki miał jakiś charakter, tak Ultron jest nijaki do potęgi. Niby chce zniszczyć ludzkość, ale robi to bo wydaje mu się, że w ten sposób zrobi coś dobrego - innymi słowy nie jest do końca świadom swoich decyzji, w końcu to tylko sztuczna inteligencja, która więcej sobie żartuje z superbohaterami niż robi im krzywdę. 


Nie można jednak zwalać całej winy na czarny charakter, bo problemem, z którym nie do końca poradził sobie Whedon są wszystkie nowe postacie bez wyjątku. Rodzeństwo Maximoff, czyli Scarlet Witch i Quicksilver to takie nieme dodatki, których równie dobrze mogłoby nie być, a film więcej by zyskał niż stracił. Najmłodsza z Olsenek jeszcze sobie jakoś radzi, więc dziewczynka traktująca wszystkich telekinezą i hipnozą w jej wykonaniu jakoś tam wygląda, ale Aaron Taylor-Johnson rolą Quicksilvera tylko podpisał się pod tytułem największego drewna współczesnego kina, robiąc nie lada konkurencję Tatum'owi. Prześmieszne jest też to, jak bohaterowie filmu dwoją się i troją, żeby nie wypowiedzieć słowa "mutant", do którego prawa ma 20th Century Fox. Zatem po ekranie biegają nam "ulepszeni", albo "bliźniaki". Magneto płakał jak oglądał.

Wielu czekało również na Visiona, jednak jakikolwiek opis tej postaci ociera się o spoilery, więc powiem tylko tyle, że wyszedł im całkiem przyjemny Kapitan Planeta. Szkoda tylko, że z autyzmem.

U starych bohaterów wiele się nie zmieniło. Ciągle ich znajomość opiera się głównie na szyderczym wyśmiewaniu się nawzajem, a miny nie rzedną im nawet w obliczu największego niebezpieczeństwa. Choć przez większość 2,5 godzinnego filmu z ekranu wylewa się soczysta akcja i zapierające dech w piersiach bijatyki, spora jego część poświęcona jest bohaterom, którzy swojego filmu nie mieli i mieć nie będą. Mowa tu oczywiście o Hawkeyu i Czarnej wdowie. Ten pierwszy odgrywa w "Czasie Ultrona" chyba największą rolę, co jest zapewne rekompensatą za część pierwszą, w której przez większość filmu był zidiociałym pachołkiem Lokiego. W sequelu poznajemy go bliżej, a jego zadaniem jest wprowadzenie ludzkiego aspektu do drużyny superbohaterów o nadprzyrodzonych mocach, tak, żeby każdy widz mógł sobie pomyśleć, że też może być Avengerem. Wystarczy tylko mieć sześciopak na brzuchu, najnowszej generacji łuk i zajebiście z niego nakurwiać. Czarna Wdowa natomiast, w końcu przestaje być drużynową dajką i decyduje się na jednego z bohaterów. Żeby nie spoilerować, nie zdradzę, że to Banner.


Oprócz wszystkich lekko irytujących elementów, "Avengers: Czas Ultrona" to naprawdę całkiem udana kontynuacja części pierwszej i myślę, ze godne zakończenie III fazy uniwersum. Twórcy wyciągnęli wnioski z poprzednich filmów i nie przesadzili z humorem (jak było w przypadku drugiej części "Thora"), nie polecieli w kino gatunkowe (a szkoda, bo w drugim "Kapitanie Ameryce" wyszło to doskonale) i stworzyli film niemal perfekcyjnie wyważony. Każdy fabularno-akcyjny evergreen okraszony jest niegłupim żartem, a smaczki typu Hulkbuster, czy latające miasto, cudownie łechtają fantazję komiksowych geeków, bo nikt inny tak dobrze nie rozumie swoich widzów jak właśnie Marvel do spółki z Disneyem, dlatego sukces ich franczyzy jest w pełni zasłużony.

Film, mimo przesytu bohaterów ogląda się całkiem przyjemnie. Trochę boję się co będzie z częścią trzecią, w której Avengerów będzie ponad dwukrotnie więcej (!). Niby z pomocą wyszli producenci dzieląc film na dwie części, ale nie wiem czy nawet taki zabieg pomoże. Ode mnie 7 rolek, bo mogło być lepiej, ale i tak polecam wszystkim.

TYTUŁ: Avengers: Czas Ultrona
REŻYSERIA: Joss Whedon
OBSADA:  Robert Downey Jr., Scarlett Johansson, Mark Ruffalo

ROK PRODUKCJI: 2015
 
 
Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

0 komentarze:

Prześlij komentarz