Choć mam już 24 lata na karku i sumienie podpowiada, że pora w końcu dorosnąć, jakoś dziwnie nie mogę przestać ekscytować się każdą kolejną ekranizacją przygód moich ulubionych, komiksowych superbohaterów. Byli ze mną od dzieciństwa i jako wierny przyjaciel, nie mogę ich teraz zostawić, prawda? Poza tym, każdy kto śledzi mniej lub bardziej systematycznie kolejne przygody mięśniaków w kolorowych wdziankach wie, że dzisiejszym filmom komiksowym daleko jest do delikatnych i durnych bajeczek dla młodzieży. Ich miejsce w tym gatunku zajęły ekranizacje książek dla niezrównoważonych nastolatek. Za to idąc do kina na film z uniwersum Marvela, możemy być pewni, że dostaniemy kawał soczystego kina akcji z wyśmienitymi efektami specjalnymi i zgrabnie ułożoną fabułą otoczoną błyskotliwym poczuciem humoru. Niech wszyscy ci, którzy wyklinali Disneya, kiedy ten kupił Marvel Studios, spodziewając się słodko-pierdzących przygodówek wezmą coś ciężkiego do ręki i walną się z całej siły w łeb w ramach przeprosin.
Ałć...
Na ekrany polskich kin weszła dziś druga część serii o Najpopularniejszym amerykańskim patriocie - "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz". Przyznam szczerze, że nigdy za bardzo nie interesowałem się tą postacią, bo i nie było za bardzo czym. Kapitan był ważny dla samych Amerykanów, reszty świata jakoś specjalnie nie poruszył, bo był zbyt grzeczny i wyniosły. Kiedy w 2011 roku zobaczyłem pierwszą odsłonę Kapitana Ameryki, byłem raczej średnio zadowolony, ale nie mogę powiedzieć, że film mnie jakoś rozczarował. Była to ciekawa przygodówka, bez fajerwerków, z honorowym głównym bohaterem. W "Avengers'ach", Kapitan ciągle jeszcze sprawiał wrażenie typa, który paliłby świece i przygotował kolację na wieczór z prostytutką, ale z każdą minutą przyzwyczajał się do zastanego po rozmrożeniu świata i przechodził wewnętrzną transformację. W "Zimowym Żołnierzu" Steve Rogers jest już dojrzałym obywatelem XXI wieku, choć ciągle nadrabia to co go ominęło (genialna scena z notesikiem), a jego postawa jest odwrotna do współczesnego systemu wartości.
Tym razem Kapitan Ameryka musi zmierzyć się z tymi, którzy go stworzyli. Walka to o tyle trudna, że główny bohater sam już nie wie komu może ufać, a komu lepiej uciąć wyciągniętą w jego kierunku, wątpliwie pomocną dłoń. Do tego po stronie wroga pojawia się groźny przeciwnik - legendarny Zimowy Żołnierz, wyposażony w marzenie wszystkich onanistów - silną, tytanową rękę, która nigdy się nie męczy. Kapitan, będzie musiał dokopać się do korzeni tajnej organizacji S.H.I.E.L.D., żeby poznać wszystkie jej tajemnice i ocalić świat.
Bracia Russo, kręcąc ten film postarali się o to, żeby zadowolić jak największą ilość widzów. Postanowili więc przybliżyć fabułę z poprzednich filmów tym, którzy po raz pierwszy spotykają się z bohaterami Marvela na srebrnym ekranie. Robią to jednak w tak subtelny i ciekawy sposób (scena w muzeum), że nie przeszkadza to nawet tym najbardziej zagorzałym fanom, którzy wiedzą ile szwów ma kostium Kapitana Ameryki, albo jakiego szamponu używa Czarna Wdowa. Twórcy seriali i długich filmowych serii, mogą się uczyć od rodzeństwa zielonych jeszcze reżyserów.
Obsada jest wszystkim dobrze znana, bo pojawia się tu Natasha Romanoff (Scarlett Johansson), która w końcu ma na ekranie nie tylko duży dekolt, ale też rolę. Spotykamy też ponownie Nick'a Fury'ego (Samuel L. Jackson) oraz innych agentów S.H.I.E.L.D. poznanych w "Avengers". Zaprezentowanych zostaje nam też kilka nowych twarzy, jak na przykład Alexander Pierce (w tej roli świetny Robert Redford) i dowcipny pomocnik Kapitana - Sam Wilson (Anthony Mackie), czyli komiksowy Falcon.
O ile pierwsza część była kinem wojenno-przygodowym, tak druga przypomina największe hity gatunku szpiegowskiego. Główną rolę odgrywa tu w końcu rządowy spisek, a tytułowy bohater staje się wyalienowanym obrońcą ludzkości i wrogiem publicznym atakowanym z każdej strony. Niczym Harrison Ford w "Ściganym", musi na przekór wszystkim oczyścić się z zarzutów i ukazać światu prawdziwych złoczyńców. Wszystko jak zwykle przybrane jest efektownymi pościgami, tysiącami wystrzelonych pocisków i rakiet, prezentacją militarnych nowinek i narzędzi, które być może zobaczymy dopiero w przyszłości. Nie brakuje też ciekawych żartów i ciętych ripost, dlatego trzeba mieć naprawdę fatalny dzień, albo być po prostu urodzonym skurwysynem, żeby wyjść z sali kinowej niezadowolonym.
TYTUŁ: Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz
REŻYSERIA: Joe i Anthony Russo
OBSADA: Chris Evans,Scarlett Johansson, Samuel L. Jackson, Robert Redford
0 komentarze:
Prześlij komentarz