Mokry sen wegetarian - Hannibal (sezon 1,2)


Ostatnie lata można śmiało nazwać wielkim renesansem telewizyjnych produkcji, dzięki ogromnej modzie na seriale (choć tak naprawdę nikt ich w telewizji nie ogląda, z czego w inteligentny sposób skorzystał Netflix). Wśród setek tytułów, ciężko jest wychwycić te, które rzeczywiście jakąś wyższą jakość prezentują, bo w wyborze nie pomagają już nawet znane, kinowe nazwiska w obsadzie (o zacieraniu się granic między serialami a produkcjami kinowymi, możecie przeczytać TU). Twórcy telewizyjni szczególnie upodobali sobie najprostszy marketingowo gatunek, czyli kryminał, którego status spadł ostatnimi czasy do poziomu oper mydlanych, bo jak wiadomo - co za dużo to niezdrowo. Nie tak dawno, postanowiłem sprawdzić dość świeżą propozycję od NBC - "Hannibal". Jako fan trylogii o najsłynniejszym kinowym kanibalu - Hannibalu Lecterze, liczyłem na naprawdę wysokiej klasy, inteligentny serial z lekkim wątkiem thrillerowo-kryminalnym, ale skończyło się to tak, że musiałem sprawdzić dowód osobisty mamy, aby przekonać się czy czasem nie ma na imię Nadzieja.

Niewiele jest pewnie osób, które postaci psychiatry-psychopaty nie znają, a jeśli jednak ktoś taki istnieje i czyta ten tekst, to marsz kurwa oglądać "Milczenie owiec". Film ten okazał się wielkim hitem i powalił oscarową konkurencję w 1992 roku na łopatki m.in. dzięki roli Anthony'ego Hopkinsa, który jako psychopata pojawił się na ekranie (łącznie) na niespełna 25 minut, a i tak skradł cały film. Publiczność pokochała tę postać, stworzoną przez Thomasa Harrisa na potrzeby jego powieści. Hannibal Lecter, stał się inspiracją dla wielu dzisiejszych scenarzystów i pisarzy, jednak dopiero po 6 latach od nieudanego "Hannibal - po drugiej stronie maski", powrócił w swojej pierwotnej wersji, ale tym razem jako bohater serialu telewizyjnego, co niestety nie wyszło mu na dobre.


Fabuła serialu jest dość prosta, aczkolwiek ciężko jest obsadzić tę historię na osi czasu znanej z książek bądź filmów, bo choć nawiązuje ona do wydarzeń opisywanych przez Harrisa, to synchronizuje je według własnego widzimisię. Głównym bohaterem jest tu Will Graham (Hugh Dancy), wykładowca na Akademii FBI. Decyduje się on zostać konsultantem w sprawie najokrutniejszych morderstw, gdyż sam jest niestabilny psychicznie dzięki czemu może wczuć się w rolę psychopaty i odtworzyć w głowie jego sposób myślenia, motywy i plan działania. Jednak w jedną ze spraw angażuje się zbyt emocjonalnie, przez co zostaje skierowany na obserwację psychiatryczną do jednego z najbardziej renomowanych psychiatrów w kraju - tytułowego Hannibala Lectera (Mads Mikkelsen), który prywatnie jest poszukiwanym przez FBI seryjnym mordercą, lubującym się w ludzkim mięsie. W tym momencie Hannibal rozpoczyna mentalną grę ze wszystkimi wkoło, zabijając, szlachtując i skutecznie uciekając od winy.

(Uwaga! W następnym akapicie mogą pojawić się drobne spoilery)

Żeby nie wyjść na głupka i masochistę, muszę przyznać, że po kilku pierwszych odcinkach byłem "Hannibalem" naprawdę zafascynowany. Oczywiście, jak to współczesny, wysokobudżetowy serial kryminalny miał kilka błędów logicznych, ale cały zamysł, estetyka i wykonanie bardzo mnie przyciągało. Jednak z czasem te "kilka błędów" zamieniło się w "mnóstwo", a pod koniec pierwszego sezonu i przez całość drugiego, było już głównym motywem serialu. Nie chodzi wcale o to, że główny bohater ma jakieś nadprzyrodzone moce, że choć nie ma partnerki to ciągle ktoś mu przyprawia rogi. a w wolnym czasie fantazjuje o swoim psychiatrze ujebanym smołą. To wbrew pozorom jedne z najciekawszych elementów serialu, bo utrzymują dość ciekawy klimat. Nie mogę po prostu znieść scenariuszowych dziur i gwałtu na logice w postaci super-złoczyńców (świat zna może kilkanaście przypadków ostro pojebanych psychopatów, ale tutaj mamy oczywiście po jednym na odcinek, a każdy z nich kasuje z 20 osób. Gdyby tak było w rzeczywistości to ludność USA spadałaby co roku o 10%), przesadzonych miejsc zbrodni (koleś ustawia drzewo z wrośniętymi w nie zwłokami człowieka, na środku parkingu przy supermarkecie, ozdabia to wstążeczkami, serpentynami i pieprzonym bukietem najbardziej toksycznych i trudno dostępnych kwiatów na świecie, ale nikt go nie widział, nigdzie się nie nagrał, ba! policja nawet nie pomyśli, żeby to sprawdzić), nieistniejącymi metodami śledczymi i laboratoryjnymi (uzyskiwanie DNA z odbicia w lustrze, a jak przyjdzie co do czego to nie potrafią zdjąć odcisków palców) i idiotycznych decyzji bohaterów, tylko po to, żeby pociągnąć serial trochę dłużej (FBI ma przed nosem kolesia, który idealnie pasuje do profilu poszukiwanego mordercy, jest powiązany z ofiarami i kurwa nawet imię ma podejrzane, ale nieeee, nikt go nawet nie sprawdzi. Serio?). Poza tym wtórność zwrotów akcji powoduje znużenie tematem, dlatego, kiedy ginie jakaś postać, machamy tylko ręką, dobrze wiedząc, że zapewne będzie wskrzeszona w następnym sezonie.


Kolejnym mankamentem serialu jest obsada. Hugh Dancy, który ucharakteryzowany jest na Johnny'ego Deppa z "Sekretnego okna", dwoi się i troi, aby przekonująco odegrać niestabilność psychiczną, jednak robi to na tyle nieumiejętnie, że wygląda trochę jak poddenerwowany, licealny nerd przed pierwszym razem - szuka wzrokiem własnego obuwia i trzęsie się jakby ktoś wsadził mu młot pneumatyczny w dupę. Nieco lepszy jest Duńczyk, Mads Mikkelsen w roli Lectera, ale denerwuje mnie jego bezceremonialność w odgrywaniu roli psychopaty. Już na pierwszy rzut oka widać, że Hannibal w jego wykonaniu to człowiek bez empatii, a jego pedantyzm i kołek w dupie ograniczają ufność co do tej postaci, natomiast wszyscy wkoło go uwielbiają, adorują i dzielą się tajemnicami, co jest kolejnym mankamentem logicznym. Geniusz Hopkinsa w tej roli, polegał na transformacji z miłego i lubianego doktora w chorą psychicznie bestię pożerającą ludzi. Mikkelsen ma tę samą, skupioną jakby sadził klocka minę, podczas sesji z pacjentami, kiedy zajada kolację z przyjaciółmi jak i patrosząc swoje ofiary żywcem. W tym serialu nawet Michael Pitt gra jak łotr wyjęty z taniej ekranizacji komiksu DC. Gdybym miał wybierać najlepszą rolę, od biedy wskazałbym Laurence'a Fishburne'a, czyli serialowego agenta Jacka Crawforda. Całkiem nieźle sobie poradził jako porywczy szef zespołu kryminalnego, aczkolwiek podczas słonecznych scen, kiedy na nosie ma ciemne okulary, z uśmiechem czekałem aż wyciągnie z kieszeni czerwoną i niebieską tabletkę (pozdro dla kumatych).

Prawie wszystkie postacie występujące w serialu, miały swoich odpowiedników w filmach kinowych. Nie chcę ich porównywać, bo chyba za mało znam brzydkich słów, aby tego dokonać. Wystarczy je ze sobą zestawić, a reszty się domyślić:


Pora na te godne pochwały elementy serialu, których jest niewiele, ale jednak w pewien sposób imponują. Podoba mi się klimat, który twórcy utrzymują dzięki pięknym, symetrycznym kadrom, klasycznej muzyce i szarym filtrze nałożonym na materiał filmowy w postprodukcji. Świetne są również sceny gore, których w "Hannibalu" nie brakuje. Efekt jest naprawdę wiarygodny, a spotęgowany bardzo dobrym poziomem CGI jak na telewizyjną produkcję, robi ogromne wrażenie, nie tylko na widzach o słabych żołądkach. Wymieniając wszystko to, co w serialu NBC najlepsze, nie sposób nie wspomnieć o... gotowaniu. Wątek kulinarny jest tu jednym z najważniejszych (oraz najestetyczniejszych) elementów drugoplanowej fabuły. Nic dziwnego, w końcu bohaterowie - w większości nieświadomie - jedzą ludzkie mięso. I to w każdym odcinku. Ogólnie serial mógłby posłużyć jako kampania reklamowa idei wegetarianizmu, bo w prosty sposób sprowadza człowieka i świnie do równego poziomu, gdy tylko lądują na talerzu. Poza tym jestem przekonany, że po seansie choć jednego odcinka, niejeden widz zniesmaczył sobie mięso na dobre. 

Choć serial opowiada w dużym stopniu o ludzkiej psychice, a dialogi i relacje między bohaterami są dość ciekawe, scenarzyści psują go prostackimi i tanimi chwytami mającymi na celu zaskoczyć widza i utrzymać go przy odbiorniku na kolejny sezon. Wybitny "Detektyw" od HBO udowodnił, że można osiągnąć sukces robiąc ambitny serial, którego kręgosłupem są klimat, charakterni bohaterowie, ich przemyślenia, relacje i dialogi. "Hannibal" byłby podobny gdyby wyprać go ze wszystkiego co głupie, komercyjne i sztampowe. Niestety jego twórcy nie po drodze mają z pralką. 

Polecam fanom CSI, reszta może sobie odpuścić.


Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

2 komentarze:

  1. mnie osobiście wkurwiał łoś i nie rozwiązane wątki na końcu 2 sezonu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciągłe, długie, z czasem nudnawe rozmowy w drugim sezonie doprowadzały mnie już do szału...

    OdpowiedzUsuń