Gejnigma


Każda wojna ma swoich bohaterów. Nie zawsze jednak są to przywódcy państw, generałowie wojsk, czy dzielni żołnierze. Sposobów na wygrane bitwy jest mnóstwo, ale kluczem jest odkrycie tego, który będzie najskuteczniejszy. Takie właśnie zadanie podczas II wojny światowej otrzymała grupa najwybitniejszych kryptologów i matematyków w Wielkiej Brytanii, którzy przez cały okres wojenny byli cichymi, niedocenianymi bohaterami, próbującymi zmienić jej przebieg i uratować miliony istnień. Jednym z nich był Alan Turing – człowiek, który posiadał plan jak odszyfrować największą łamigłówkę XX wieku, czyli niemiecką enigmę.



Za biografię brytyjskiego matematyka zabrał się norweski reżyser Morten Tyldum (twórca jednego z moich ulubionych, skandynawskich kryminałów, „Łowcy Głów”). To, że film powstał właśnie teraz, nie jest przypadkowe. Jest to idealny moment na przypomnienie i przybliżenie ludziom postaci Turinga, bo obchodziliśmy przed chwilą 60 rocznicę jego śmierci, a dyskusja na temat sztucznej inteligencji przybiera ostatnio na sile , dzięki dyskusjom o botach przechodzących ustalony w latach ’50 przez Turinga test (co jest oczywiście ściemą, ale to szeroki temat na oddzielny tekst, nie na tym blogu). Poza tym, w końcu można śmiało mówić o jego orientacji seksualnej, a jest to dość ważna część biografii tego naukowca.





Od dziecka interesujący się kryptologią, matematyk Alan Turing (Benedict Cumberbatch), zgłasza się do ściśle tajnego projektu wojsk alianckich, mającego na celu odszyfrowywanie zakodowanych, nazistowskich informacji. Turing decyduje się na zbudowanie komputera, który miałby sobie poradzić z zadaniem, jednak nie spotyka się to z aprobatą jego współpracowników i zwierzchników. Dzięki nieustępliwości i stanowczości, udaje mu się przekonać wszystkich do swojego pomysłu, jednak na przeszkodzie staje ciepły sekret matematyka, który ujawniony, może zaprzepaścić nie tylko jego pracę, ale też zniszczyć całe życie.


Patrząc na „Grę tajemnic” nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Tyldum kupuje sobie tym filmem stałą posadę w Hollywood. Film jest od początku do końca przyjemną, oscarową biografią, co oczywiście można uznać jako plus, ale w głębi serca czuje się niedosyt, tym bardziej, że za kamerą stał Norweg. Film wyprany jest ze wszystkiego co w skandynawskich filmach najlepsze – nie dziwne, bo obsada jest w 100% brytyjska – ale cicha nadzieja na to, ze reżyser przemyci cokolwiek ze swojego stylu pozostawała do ostatniej sceny. Nic z tego. Mimo wszystko, opowieść o jednym z najważniejszych momentów podczas II wojny światowej nie jest nachalna, nie ma w niej nic przesadzonego (choć nie wszystkie wydarzenia z filmu zgodne są z faktami), a przed znudzeniem ratuje bardzo dobry sposób narracji, polegający na lawirowaniu pomiędzy aż trzema płaszczyznami czasowymi. Poznajemy więc Alana nie tylko jako młodego mężczyznę konstruującego z zapałem pierwszy komputer, ale też jego powojenną wersję i o wiele młodszą, wczesnoszkolną, kiedy to jeszcze był pomiatanym przez wszystkich, zamkniętym w sobie chłopcem. Kolejna lekcja, że nie warto spuszczać w kiblu głów klasowych kujonów, bo w przyszłości mogą uratować świat i... będzie nam głupio.




Benedict Cumberbatch, odgrywający główną rolę jest najjaśniejszym punktem filmu, choć jego psychopatyczna i antyspołeczna rola naukowego ekscentryka dość poważnie kojarzy się z wtórnością jego Sherlock’owego wcielenia.  Reszta obsady to tylko przyzwoity dodatek, bez większych wyróżnień i zaskoczeń (nominacja do Oscara dla Keiry Knightley to jakieś kurwa nieporozumienie). Samemu Tyldum’owi udało się utrzymać - tak trudną w opowieściach z jawnym historycznie zakończeniem – dozę dreszczyku emocji. Kibicujemy ekranowym bohaterom, choć dobrze wiemy, że wszystko się uda. 
 

Choć „Gra tajemnic” zbudowana jest wg podręcznika „Jak nakręcić film, który będzie nominowany do Oscara”, nie wzbudza negatywnych emocji, a pokazuje, że można świetnie rozerwać się przy dobrym filmie, niekoniecznie rozrywkowym. Nie przeszkadzają w tym nawet wątki polityczne i światopoglądowe, bo to że główny bohater woli hotdoga od taco, czy dyskryminacja kobiet nie są wbrew dzisiejszej poprawności kręgosłupem filmu, a znaczącym i zgrabnie wplątanym w fabułę dodatkiem, który nie lobbuje środowisk homoseksualnych, a po prostu pokazuje, że nie można każdego mierzyć jedną miarą. Zasłużone i mocne 7 rolek.


TYTUŁ: Gra tajemnic
REŻYSERIA: Morten Tyldum
OBSADA: Benedict Cumberbatch, Keira Knightley, Mark Strong

ROK PRODUKCJI: 2014

Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

0 komentarze:

Prześlij komentarz