Mission failed. Try again

Naturalna kolej rzeczy w rozrywkowym biznesie jest taka, że w końcu następuje scalanie się mediów. Kiedyś ludzie czytali książki, później pojawił się kinematograf, więc zaczęli oglądać filmy. Pomysły na filmy się skończyły, więc zaczęto ekranizować książki. Dziś te dwa źródła rozrywki są na tyle scalone, że większość autorów pisze swoje dzieła od razu z myślą o przyszłej ekranizacji. Aktualnie okres świetności przeżywają gry komputerowe, więc automatycznie następuje scalenie się ich z innymi mediami. Powstają książki na podstawie gier, gry na podstawie filmów i na odwrót. Do tej pory playerzy mieli radochę tylko z ekranizacji gier, które scenariuszową jakością raczej nie grzeszyły (dobre ekranizacje gier można policzyć na palcach jednej dłoni). Amerykański reżyser Doug Liman, postanowił to zmienić i stworzył film na podstawie mangi Hiroshiego Sakurazaki, który przypomina grę komputerową w prawie każdym calu.

Głównym bohaterem filmu jest podpułkownik Bill Cage (Tom Cruise) - żołnierz PR-owy, który zdobył tytuły dzięki ładnej buzi pokazywanej w telewizji podczas wojny ludzi z kosmitami. Kiedy dochodzi do ostatecznej bitwy z przybyszami z innej planety, Cage zostaje po raz pierwszy zesłany na front. Jego brak umiejętności skutkuje dość szybkim zgonem na polu bitwy (ziemskie wojsko ląduje na plaży w Normandii, a scena to przedstawiająca w dużym stopniu przypomina tę znaną z "Szeregowca Ryana" - całkiem fajny zabieg i ukłon w stronę historii), jednak w jakiś dziwny sposób budzi się on w bazie wojskowej w przeddzień swojej śmierci i tak w kółko, za każdym razem kiedy ginie. Oczywiście nikt nie chce uwierzyć w jego nadprzyrodzone zdolności, oprócz jednego żołnierza płci pięknej (Emily Blunt) o wdzięcznym pseudonimie bojowym "Full Metal Bitch". Wspólnie postanawiają posłużyć się tą mocą, by pokonać obcych. 


Choć filmów z wykorzystaniem ciągłego cofania się w czasie, by naprawiać jakieś błędy lub dążyć do perfekcji było chyba więcej niż centymetrów w obwodzie pasa wszystkich Grycanek razem wziętych ("Kod nieskończoności", "Biegnij Lola, biegnij", "Dzień Świstaka", "Efekt motyla", "Zaklęci w czasie" i wiele, wiele innych), to nigdy nie było to tak emocjonujące i nie przypominało gier komputerowych w tak dużym stopniu. Otóż główny bohater odradza się ciągle w tym samym respie, nie ma możliwości sejwowania, a do tego odziany jest w nowoczesny armor, wyposażony w miny, wyrzutnie rakiet i broń automatyczną. Jak to w każdym FPSie, na początku często ginie, próbuje najlepszego sposobu na przejście levelu, aż w końcu automatycznie strzela w kosmitów, dobrze wiedząc z której strony nadejdą i co się za chwile wydarzy! Tak właśnie pamiętam gry z mojej młodości.

Wbrew pozorom ciągłe powtarzanie tych samych scen nie nudzi, bo ukazane jest w świetny, dynamiczny sposób. Reżyser wierzy w inteligencję widza i niektóre rzeczy nie są dopowiedziane do końca, właśnie po to by uniknąć monotonii. Tom Cruise w końcu mógł coś pokazać, bo po raz pierwszy od wielu lat jego rola wymagała czegoś więcej niż zalotny uśmieszek najlepszego we wszystkim i niepokonanego twardziela. Co więcej, Cruise w pewnym sensie parodiuje sam siebie, bo jego postać, z początku jest nieudacznikiem udającym bohatera, a później raczej niechcący, bo przez ciągłe powtarzanie tych samych czynności staje się maszyną do zabijania obcych. Partnerująca mu na ekranie Emily Blunt jest najjaśniejszym punktem tego filmu, bo wygląda zjawiskowo, a jej rola aktorsko stoi na bardzo wysokim poziomie jeśli chodzi o kino wybuchowo-rozrywkowe.


Dopóki karmieni jesteśmy oryginalnym przedstawieniem fabuły filmu sci-fi, mówiącym o wojnie ludzkości z rasą pozaziemską - czyli oglądamy sceny przygotowań do bitwy, powtarzane ciągle od nowa, okraszone świetnym poczuciem humoru - film jest naprawdę bardzo smaczny i nie chce się odrywać od niego wzroku. Jednak od połowy coś zaczyna się psuć i serwowana jest nam tandeta, której pełno w kinach każdego lata. Razem z mocą głównego bohatera, znika oryginalność i pojawiają się wtórne zabiegi fabularne, wykorzystywane w każdym filmie o tej tematyce. Szkoda.

"Na skraju jutra", miał szansę stać się zaskakującą odskocznią od monotonnego kina rozrywkowego pokroju "Transformers". Okazał się miłym dla oka filmem science-fiction, który rzeczywiście urzeka, ale tylko po części. Niestety, film to nie penis, więc nie ma się z czego cieszyć jeśli wchodzi tylko do połowy. Mimo wszystko, każdy maniak gier komputerowych powinien być nim zachwycony, jak i reszta tych raczej niedzielnych widzów, dla których kino to tylko prosta rozrywka.


TYTUŁ: Na skraju jutra
REŻYSERIA: Doug Liman
OBSADA: Tom Cruise, Emily Blunt, Brendan Gleeson
ROK PRODUKCJI: 2014
Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

1 komentarze:

  1. Całkiem niezła recenzja, ale boli mnie ostatnie zdanie pierwszego akapitu. Manga zaczęła ukazywać się w styczniu br. a ostatni rozdział ukazał się 29 maja. Pierwowzorem jest książka z 2004 roku. Na fali filmu podjęto decyzję o mangowej adaptacji. Z samej książki wzięto jeżeli się nie mylę tylko trzy postaci (Cage, Rita, Farrel), obcych oraz motyw pętli czasu, a dokładniej wysyłania wspomnień do swojej młodszej wersji.

    OdpowiedzUsuń