Najczęstszym argumentem przekonującym nas do wyboru danego filmu wśród kinowego repertuaru, są nazwiska widniejące na plakacie. Bo po co ryzykować utratę cennego czasu i pieniędzy, skoro można bezpiecznie pójść na film sprawdzonego już reżysera z lubianą obsadą. "Namiętność" ma to wszystko, ale łatwo wpaść tu w pułapkę zastawioną przez reżysera, który nakręcił film z pozoru tylko komercyjny, przemycając w nim osobiste przemyślenia na temat swojej pracy, naśmiewając się z niej i puszczając oko do... samego siebie. Niedzielni widzowie będą lekko skonfundowani, ale wyjdą z seansu raczej zadowoleni, odbiorcy bardziej zaangażowani w kino poczują pewien niedosyt i delikatne zdziwienie, a fani twórczości De Palmy na seans powinni zabrać paczkę chusteczek i to wcale nie po to by ocierać łzy...
Brian De Palma w swoim najnowszym filmie opowiada kryminalną historię zamkniętą w świecie wielkiej korporacji. Główną bohaterką jest tutaj Isabelle (Naomi Rampace), skromna, młoda kobieta, rozwijająca swoją karierę w szybkim tempie. Jest ona również ulubienicą swojej przełożonej - władczej i bezkompromisowej Christine (Rachel McAdams), która docenia jej talent na każdym kroku. Kiedy Isabelle dowiaduje się, że Christine przypisuje sobie całą jej pracę, postanawia wystawić jeden z projektów bez jej wiedzy, dzięki czemu zdobywa uznanie w środowisku. Nie podoba się to oczywiście jej szefowej, która obmyśla plan zniszczenia Isabelle. Ta jednak nie zamierza dać łatwo za wygraną.
Trzeba przyznać, że De Palma ma już najlepsze lata za sobą. Zachwycił cały świat historią młodego Kubańczyka pnącego się po szczeblach gangsterskiej kariery w "Człowieku z blizną", którym inspirują się po dziś twórcy wielu filmów i gier. Później szło mu już tylko gorzej, ale póki trzymał się mafijnego klimatu, media wspierały go, umiejętnie promując "Nietykalnych" i "Życie Carlita", a widzowie wychodzili z kina zadowoleni. Jednak ostatni film, który można nazwać "dobrym kinem", De Palma nakręcił prawie 20 lat temu, w dodatku był to film akcji (tak, mówię o "Mission Impossible"). Co prawda po drodze była jeszcze "Czarna Dalia", ale ta mimo gwiazdorskiej obsady, była wydarzeniem głośnym jak bicie serca Amy Winehouse. Tym razem również nie ma wielkiego szału, choć trzeba przyznać, że "Namiętność" na uwagę zasługuje. Choćby dlatego, że możemy dostrzec w nim drwinę reżysera, który tworząc thriller, nie rezygnuje z zapędów artystycznych oraz charakterystycznych dla siebie ujęć i zabiegów filmowych, w żadnym wypadku nie pasujących do tego gatunku. Oczywiście wszystko to nijak ma się do opowiadanej historii, która staje się przewidywalna i męcząca, ale sprawia, że z zaciekawieniem doszukujemy się kolejnych sztuczek i nawiązań do persony twórcy i jego dobrze znanych dzieł.
Wizualnie i aktorsko film jest więcej niż poprawny. Leniwa kamera pozwala nam lepiej poznać bohaterów, a lekko psychodeliczna, oldskulowa muzyka ukierunkowuje nasze uczucia w poprawnym kierunku, drwiąc trochę z naszej odbiorczej inteligencji.
"Namiętność" to film De Palmy, dla De Palmy i o De Palmie. Najzabawniejsze jest to, że tytułowe uczucie nie występuje pomiędzy żadną z filmowych postaci. Za to reżyser czuje ową namiętność do swojej pracy bezdyskusyjnie. Kręcąc film dla siebie, wznosi pomnik swojemu filmowemu dorobkowi i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w iście Gombrowiczowski sposób daje nam do zrozumienia i przyznaje się, że "Brian De Palma wielkim reżyserem... był".
TYTUŁ: Namiętność
REŻYSERIA: Brian De Palma
OBSADA: Naomi Rampace, Rachel McAdams
0 komentarze:
Prześlij komentarz