Co za dużo to niezdrowo


Michael Bay - największy, mentalny dresiarz w Hollywood, po świetnym otwarciu serii "Transformers", całkiem niezłym sequelu i totalnie beznadziejnej części trzeciej powraca z kontynuacją opowieści o kosmicznych robotach strzegących Ziemi. Reżyser nie powtórzył błędu z poprzedniego filmu i najnowsza odsłona ma pewne zalążki czegoś co można od biedy nazwać fabułą. Jednak wierni fani serii nie muszą się niczego obawiać - Bay jak zwykle postawił na swój sprawdzony podział "akcja - logika", tylko że tym razem proporcja wyniosła 10:1.

Żeby nie być całkiem okrutnym przyznać muszę, że "Transformers: Wiek Zagłady" z pewnością spodoba się każdemu wzrokowcowi, nawet temu najbardziej wymagającemu, bo jest w nim chyba wszystko z czego słynie kino akcji, przygodowe, sci-fi i sensacyjne. Najważniejsze jest to, że czwarta część tak naprawdę nie jest czwartą częścią, a pierwszą nowej serii. Czyli, że do czynienia mamy z rebootem. Brak jakiegokolwiek wytłumaczenia co stało się z bohaterami znanymi z poprzednich filmów jak widać nie było problemem dla reżysera i scenarzysty, a wnioskując po wynikach Box Officu, fanom z BMW, którzy odwiedzili kina w przerwie pomiędzy schabowym z ziemniakami a dyskoteką w podmiejskiej remizie również nie uprzykrzyło to odbioru.


Tym razem Michael Bay postanowił zaszaleć i zaangażował dwa naprawdę znane i gorące nazwiska. Pierwszym z nich jest Mark Wahlberg jako Cade Yeager - nadopiekuńczy tatuś, który dba o to, żeby córce nie stała się żadna krzywda. Ta jednak upiera się by pójść do collegu, choć ze swoją nierzucającą się w oczy inteligencją pasuje tam jak nugat do bigosu. Pewnie dlatego Cade robi wszystko, aby do tego nie dopuścić, np. wydając każdy grosz na śmieci, z których konstruuje mechaniczne psy... Ich życie odmienia się, kiedy pewnego dnia Cade przyprowadza do domu starą, pordzewiałą ciężarówkę, którą okazuje się być sam przywódca Autobotów, Optimus Prime. Niestety po zniszczeniach jakie dokonała wojna między transformerami pięć lat wcześniej, rząd nie jest już przyjazny dla mechanicznych przybyszów z kosmosu, a wręcz przeciwnie - poluje na nie z pomocą tajemniczego robota pragnącego dopaść wszystkie Autoboty. W międzyczasie multimilioner i techniczny wizjoner Joshua Joyce (tu kolejna gwiazda, Stanley Tucci) odkrywa, że starożytny metal może być wykorzystany do stworzenia własnych, ziemskich transformerów, które miałyby pomagać ludziom w codziennym życiu. Pech chciał, że do systemu wkradł się przywódca Deceptikonów, Megatron...


Nie wiem co w tym wszystkim jest głupsze. Mark Wahlberg z ciałem zapaśnika jako nadopiekuńczy, samotny ojczulek i domorosły naukowiec strzelający do robotów wiązkami lasera z kosmicznego miecza, Nicola Peltz jako jego córka, która oprócz krótkich szortów ma tyle uroku co sztacheta w przydrożnym płocie czy Autoboty ucharakteryzowane na spasionego weterana wojennego, samuraja i alfonsa w długim płaszczu. No, ale nic. Ważne, że wygląda ładnie.

Pomijając fabułę i logikę (a raczej jej brak), największym błędem Bay'a jest napchanie wszystkiego co się da kompletnie nie znając umiaru. W tym filmie jest tak dużo akcji, czasem całkowicie niepotrzebnej, że można by spokojnie nakręcić cztery letnie blockbustery. Jest tu kilkuminutowy pościg na zadupiu gdzieś w Teksasie, ucieczka przed tajnymi agentami po ulicach Chicago, efektowna sekwencja tropienia i zniszczenia jednego z Autobotów, walka i ucieczka z ogromnego statku kosmicznego, bitwa z transformerami ujeżdżającymi Dinoboty, wspinanie się po drutach zawieszonych kilkaset metrów nad ziemią, pojedynek jeden na jednego zawierający gonitwę i skoki po rusztowaniach i balkonach, a do tego setki wybuchów i nierealnych rozwiązań, które tak kochają popcornożercy. Reżyser chyba zapomniał, że więcej wcale nie znaczy lepiej.


Kolejną irytującą rzeczą jest to, że film zamiast "Wiek zagłady" powinien nosić podtytuł "Lokowanie Produktu", bo jest to jedna, wielka (niemal 3 godzinna) reklama dziesiątek znanych marek. Średnio co 30 sekund przed oczy wyskakuje nam logo jednego z popularnych napojów czy sklep odzieżowy, nie mówiąc już o markach samochodów, w które zamieniają się Autoboty. Na poprzednie części kasę wykładało amerykańskie wojsko w zamian za świetną reklamę, tutaj Bay poradził sobie w inny sposób, bo przecież skądś trzeba wziąć fundusz na te wszystkie wybuchy, pościgi i nastoletnie pośladki. 

Choć wszystkiego co cwaniackie tu aż zanadto, to brakuje jednego, bardzo ważnego dla tego typu kina aspektu. Otóż film niemal całkowicie pozbawiony jest humoru. Wyłapałem tylko jeden żart, który zarzucił Bumblebee. Dotyczył tanich podróbek Autobotów produkowanych przez ludzi. Nie byłoby to takie zabawne, gdyby fabryka je tworząca i akcja tej sceny nie działa się w Chinach...


Na upartego można znaleźć w wypowiedziach Optimusa Prime'a jakieś przesłanie o tym jak to ludzie są zachłanni, egocentryczni i niewdzięczni. Można czytać ten film jako nawoływanie do wiary w siebie, swoje ideały i... Miłości do amerykańskiej flagi (w każdej scenie można ją znaleźć, nie żartuję! Dobrze się przyjrzyjcie). Można. O ile ma się nie więcej niż 12 lat.

Mam dość kina akcji na co najmniej pół roku. Oglądacie na własne ryzyko.

TYTUŁ: Transformers: Wiek Zagłady
REŻYSERIA: Michael Bay
OBSADA: Mark Wahlberg, Stanley Tucci, Nicole Peltz

ROK PRODUKCJI: 2014
Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

1 komentarze:

  1. A ja czekam na następną część Transformersów, żeby się jeszcze bardziej dobić i zniszczyć parę szarych komórek.

    OdpowiedzUsuń