Być gwiazdą za wszelką cenę


 
Być filmowcem nie jest łatwo. W kinach premiera goni premierę, ale w większości są to napompowane blockbustery z dużymi cyckami i szybkimi samochodami, które oczywiście zarobią swoje miliony, ale - umówmy się - jak dobre by nie były, są to tylko schematyczne filmy rozrywkowe, a nazwiska ich twórców nigdy nie będą zapamiętane. Wielcy reżyserzy, scenarzyści, czy operatorzy są specyficzni i właśnie za tę specyficzność i - w przeciwieństwie do blockbusterowców - oryginalną tendencyjność, pamiętamy o nich, zakochujemy się w ich dziełach i oczekujemy więcej, bo wiemy, że jest to marka, która nie może nas zawieść. Do takich twórców zaliczają się z pewnością bracia Ethan i Joel Coen, a ich najmłodsze dziecko tylko to potwierdza.


"Co jest grane Davis?", opowiada historię młodego muzyka, który traci przyjaciela i partnera muzycznego, przez co jego kariera - niczym start Polaków w mundialu - kończy się zanim zdążyła się zacząć. Jednak Llewyn, przekonany o tym, że jest utalentowanym muzykiem i zasługuje na chwałę, stawia wszystko na jedną kartę i dalej próbuje swoich sił w show-biznesie, choć nie wychodzi na tym za dobrze.




Bracia Coen, znani z czarnego humoru i wyrafinowanych żartów, serwują nam film, w którym głównym bohaterem jest postać arogancka, niemiła i egocentryczna. Tytułowy Llewyn Davis, z wyrachowaniem wykorzystuje znajomych, kimając na ich kanapach i ze stoickim spokojem prosi przyjaciela o pożyczkę, chwilę po tym jak dowiedział się, że przypadkiem zapłodnił jego dziewczynę. Jednak cała ta dziecinność Llewyna i irytacja pojawiająca się w naszych myślach, kiedy widzimy go na ekranie przemija w momencie, kiedy ten chwyta za gitarę i otwiera usta. Piosenki, które gra, sprawiają, że na moment zapominamy o tym, że to tylko film i wchodzimy w ten klimat, czując stare drewno brudnych stolików, wsłuchując się w delikatną, folkową muzykę, przebijającą się przez zadymiony pub. Jest to z pewnością najmocniejsza strona tego filmu, a fakt, że wszystko nagrywane było na żywo, jednym ujęciem tylko potęguje wrażenia.

Fajne jest to, że bracia nie ograniczyli się tylko do stworzenia filmu muzycznego. Mocnym punktem "Co jest grane Davis?" jest fragment, który kojarzy się nam z typowym kinem drogi, kiedy to Llewyn decyduje się odnaleźć szczęście w Chicago i wsiada na stopa do auta muzyka jazzowego. W jego rolę wcielił się John Goodman, który z braćmi Coen pracuje nie po raz pierwszy. Z resztą, podobno ta rola została specjalnie dla niego stworzona. Roland Turner (muzyk jazzowy) jest jeszcze bardziej arogancki i chamski niż Llewyn, ale raczej w ten zabawny sposób i choć z pewnych żartów śmiać się nie powinniśmy, to i tak nasze usta wykrzywiają się w bananowym stylu zupełnie jak na widok karła. 




Aktorsko film stoi na bardzo wysokim poziomie. Odtwórca głównej roli - Oscar Isaac, którego ci najbardziej pamiętliwi mogą kojarzyć z czwartoplanowych ról w większych lub mniejszych hitach kinowych, spisał się na medal. zagrał tak przekonująco, ze kiedy widzimy go obrywającego kilka sierpowych w szczękę, wstajemy i ze łzami w oczach bijemy brawo jak pielgrzymi po kazaniu na Jasnej Górze. Świetna jest również Carey Mulligan w roli ciężarnej przyjaciółki Llewyna, która mimo całego jadu i docinek rzucanych w kierunku głównego bohatera, skrycie się w nim podkochuje. Niesamowicie trudne do odegrania, ale poradziła sobie znakomicie. John Goodman, o którym już wspominałem dopełnia czarę zajebistości obsadzonych ról. Jedynym - małym, ale jednak - potknięciem jest Justin Timberlake jako przyjaciel Llewyna i narzeczony Jean (Mulligan). Znając umiejętności aktorskie tej gwiazdy pop, jego angaż był posunięciem ryzykownym jak spacer po kijowskim Majdanie, ale bracia Coen wyszli z tego raczej obronną ręką, bo rola jest na tyle mała, że ciężko było nią spieprzyć cały film.




Chwaląc najnowsze dzieło Ethan'a i Joel'a, nie można zapomnieć o jego walorach technicznych. Zdjęcia robią tak wielkie wrażenie, ze niektóre sceny chce się oglądać kilka razy. Na obraz narzucona jest maska, przypominająca popularną sepię co pozwala nam bardziej wczuć się w folkowy klimat. Podobno początkowo film miał być czarno-biały, ale cieszę się, ze bracia zmienili zdanie.

Oprócz oczu radujących się pięknymi zdjęciami, nasze uszy trzepoczą ze szczęścia, kiedy słyszymy w tle delikatną muzykę skomponowaną przez specjalistę w tej dziedzinie - T-Bone'a Burnett'a, który komponował już kilkukrotnie do filmów o tematyce folkowej ("Szalone serce", "Spacer po linie"). 




Choć nie jestem wielkim fanem braci Coen, decydując się na seans filmu ich autorstwa wiem, że dostanę coś specyficznego, głębokiego i wartego uwagi - nieważne czy przypadnie mi do gustu czy nie. "Co jest grane Davis?" to Coen'owie w najlepszym wydaniu, tacy jakich lubię najbardziej. Najwierniejsi fani, zauważą w filmie kilka odniesień do poprzednich dzieł Coen'ów, co jest bardzo miłym mrugnięciem braci w stronę publiczności i chyba najlepszą rekomendacja dla tego filmu. Jeśli jednak nie znacie twórczości duetu reżyserów z Minnesoty, warto wybrać się na "Co jest grane Davis?" do kina, choćby po to, żeby przekonać się, że czasem nie warto biec w obranym kierunku za wszelką cenę, kiedy nie daje to zamierzonych efektów, choć nikt nie pali pod nami mostów, a po prostu po tych mostach nie umiemy chodzić.

TYTUŁ: Co jest grane Davis?
REŻYSERIA: Ethan i Joel Cohen
OBSADA: Oscar Isaac, Carey Mulligan, Justin Timberlake
ROK PRODUKCJI: 2013
Share on Google Plus

About Unknown

This is a short description in the author block about the author. You edit it by entering text in the "Biographical Info" field in the user admin panel.

0 komentarze:

Prześlij komentarz